Witajcie ponownie !
Całe szczęście nasze bieganie po górach nie skończyło sie na jednorazowej wycieczce na Turbacz. W drugi dzień świąt zdecydowaliśmy się pobiec na Przehybę w Beskidzie Sądeckim.
Budzę się rano, 26 grudnia…
…za oknem piękny wschód słońca – nic, tylko realizowac kolejne marzenia. Przejedzeni po świętach zjadamy lekkie węglowodanowe śniadanko, czyli tradycyjny chebek z dżemem/miodkiem, łyk kawy, łyk wody i lecimy !
Decydujemy się pobiec standardową trasą z parkingu w Gaboniu. Na parkingu piękne słońce mówi mi, że nakładki zdecydowanie nie będa potrzebne – ani śladu śniegu czy lodu. W. oczywiście nie wpadł na pomysł, żeby na święta wziąć buty do biegania czy nakładki – biegnie w halówkach, ale bierze do ręki moje nakładki, których nie chciało mi się nieść 🙂
Po dwóch kilometrach biegu pojawia się lód, a pięknie świecące słońce i porządnie wiejący halny powodują, że droga zamienia się w lodowisko. Jako, że mam lepsze buty – W. nakłada moje nakładki a ja ostrożnie stawiam każdy krok, żeby utrzymać się na nogach 🙂 Im wyżej do góry – tym wiecej śniegu i biegnie mi się zdecydowanie przyjemniej.
Dobiegam po 1:06:02 czyli o prawie 4 minuty lepiej niż w lecie mimo zdecydowanie cięższych warunków. W. przybiega po 5 minutach, czyli też super biorąc pod uwagę, że to jego pierwszy bieg na Przehybę.
W schronisku pijemy gorącą czekoladę, jemy, tradycyjnie już, szarlotkę, kupujemy pocztówkę, przybijamy pieczątkę i ruszamy z powrotem.
Po drodze robi się coraz cieplej, a więc droga jest jeszcze bardziej śliska. Na szczęście wspólnymi siłami dobiegamy do auta. Do następnej !
Przebiegliśmy: 14km
Zbliżyliśmy się: 1104m do Słońca
M.