Witajcie !
Kilka dni przy komputerze w pracy zmotywowały nas do kolejnego szalonego pomysłu – wycieczki biegowej w Bieszczady. Na początek wybrałam dla nas stosunkowo krótką i według opinii w internecie, możliwą do pokonania zimą trasę – żółtym szlakiem na Połoninę Wetlińską.
30 grudnia, godzina 5:50…
…znowu jest zimno i ciemno, dzwoni budzik, ale mamy cel, więc wstajemy. Chlebek z miodem i dżemem, kawka i wyruszamy. Tym razem mamy do przejechania zdecydowanie więcej kilometrów. Im bliżej Bieszczad tym droga robi się coraz bardziej nieciekawa (śliska), a więc jedziemy coraz wolniej. Mamy kilka chwil grozy, ale jakimś cudem udaje nam się dojechać na parking, z ktrego zaczynamy bieg.
Dziwne, ale jest całkiem sporo ludzi. Pogoda wspaniała – świeża, dosyć gruba warstwa śniegu. Zakładamy nakładki, w pospiechu zjadamy słodycze, zakupione w jedynym sklepie, jaki spotkaliśmy na drodze i zaczynamy.
Droga pod górę okazuję się być bardzo ciężka, jak na naszą kondycję. Wszyscy patrzą na nas z podziwem, ale sami wiemy najlepiej ile zawzięcia potrzebowaliśmy, aby się nie poddać. Trasa krótka, ale stroma i praktycznie cały czas pod górę. Ostatnie metry są najcięższe – wybiegamy z lasu, gdzie dopada nas śnieżyca. Wiejący zimny wiatr powoduje, że skóra na twarzy po prostu boli.
Ze śnieżycy wyłania się schronisko – Chatka Puchatka 🙂
W schronisku zjadamy słodyczę, których na szczęście tym razem nie zapomniałam i pijemy herbatkę z cytryną. Niestety nie mają tu szarlotki… Kupuję pocztówkę, przybijam pieczątkę i wracamy.
Na zewnątrz jeszcze bardziej wieje i jest jeszcze zimniej ! Powtarza się sytuacja z Turbacza – dopiero w drodze powrotnej dostrzegamy, jak tu jest PIĘKNIE ! Szczęśliwi dobiegamy do samochodu. Do następnej !
Trasa:
Na mapie kilometraż wskazuje tylko drogę do hali łabowskiej, powrót był tym samym szlakiem.
Przebiegliśmy: 5km
Zbliżyliśmy się: 338m do Słońca
M.