W ostatnim wpisie powspominałam sobie trochę moje biegowe początki. Obiecałam też, że w kolejnym wpisie odpowiem na pytanie – dlaczego góry? Słowo się rzekło.
Zaczynamy
Po trzech miesiącach walki z pasmem biodrowo-piszczelowym, w styczniu ubiegłego roku zaczęłam wracać do biegania. Celem był, jak rok wcześniej Konspol Półmaraton w Krynicy. Wtedy jeszcze w głowie miałam zakodowane, że bieganie po górach to nie dla mnie, że po górach biegają jacyś nadludzie 😀 Zaczęłam wtedy też biegać na krakowskim Zakrzówku – okazał się on strzałem w dziesiątkę. Las, kilka terenowych górek, na których często katowałam się wbiegając i zbiegając po 10 razy – to były czasy! Zawsze lubiłam podbiegi. Nie jestem typem sprintera, a lubię się zmęczyć. Z tego powodu podbiegi wydają się być najelpszym rozwiązaniem.
Biegałam sobie w kółko pod górę i w dół, ale nie wyobrażałam sobie dłuższych podbiegów. Pewnego dnia postanowiłam sprawdzić, na co mnie stać. Postanowiłam wbiec na Przehybę, asfaltem, z Gabonia. I udało się! Około 7km podbiegu – biegłam delikatnie, ale dałam radę.
Wtedy moje biegowe marzenia zaczęły się powoli przewracać do góry nogami
We wrześniu przebiegłam zaplanowany półmaraton z czasem, z którego byłam zadowolona. Półmaraton ten, niby asfaltowy, ale miał też swoje 420m przewyższenia.
Po wrześniowej Krynicy, natknęłam się w internecie na informację o cyklu biegów Perły Małopolski. Było już stosunkowo późno – zostały tylko ostatnie zwody w Rabce. Bałam się biec sama, postanowiłam namówic koleżankę (Ela, pozdrawiam :)!). I tak dokładnie 22 października 2018 pobiegłam mój pierwszy górski bieg, czyli 14km na Perłach Małopolski w Rabce. I od razu wiedziałam, że to jest to! Pogoda była najapiękniejsza i może to właśnie ona jeszcze bardziej mnie umocniła w tym, że chcę tak biegać. Walka z przewyższeniami, pogodą, błotem, ciężkimi warunkami, a więc tak naprawdę walka z samą sobą, która prowadziła prostą drogą do wzmacniania swojego charakteru… To było to!
Po Perłach Małopolski zaczęłam szukać grup biegowych, które trafiałyby w moje nowe zainteresowanie. W ten sposób znalazłam grupę Trailrun.pl, z którą z przerwami biegam do dziś i którą też pozdrawiam 🙂 Zapisałam się też na cykl biegów Grand Prix Krakowa w biegach górskich – kolejne świetne zawody, które umocniły mnie w mojej biegowej decyzji. Na ten cykl biegów po Lasku Wolskim zapisał się i Waldek – na całe szczęście jemu też spodobało się takie bieganie.
Od tego czasu nasze weekendy zaczęły wypełniać góry. Czasem spacerem, czasem biegiem czy marszobiegiem, zaczęliśmy na nowo odkrywać górski potencjał Małopolski. Oprócz przekraczania kolejnych biegowych granic, zmieniliśmy też spojrzenie na to, co nas otacza. Zimowy krajobraz zaczął przechodzić w piękną, kwitnącą wiosnę, później upalne lato i teraz w piękną kolorową jesień…
Może czas na krótkie podsumowanie? Dlaczego biegam po górach?
- Odnalazłam w tym świetny sposób na pokonywanie swoich granic i słabości, a więc i wzmacnianie charakteru.
- Jest to dla mnie bardzo duży wysiłek fizyczny, a taki wysiłek oznacza błyskawiczne zapomnienie o wszelkich problemach i eksplozję endorfin 🙂
- Widoki, widoki, widoki!
- Sposób na ucieczkę z miasta i obcowanie z przyrodą (relacje z takich wycieczek tutaj)
- Silne nogi i właściwie caly organizm.
- Biegając po górach mogę przebyć zdecydowanie więcej kilometrów w tym samym czasie, a więc i zobaczyć dużo więcej 🙂
- Niewątpliwą zaletą jeste też to, że… jak się biegnie to zawsze można przejść do marszu 🙂 Czasem ta świadomość też się przydaje 🙂
Na ten moment to wszystko co przychodzi mi do głowy. Nie chcę nikogo przekonywać do swoich racji, ale taki właśnie jest mój biegowy świat 🙂
Do następnego!
2 komentarze
Ja nie biegam, ale gdybym był o te czterdzieści kilo młodszy, to pewnie biegałbym po górach. A le znam wielu młodych ludzi, których bieganie tak wciągło, jak mnie kiedyś góry. Często mój zięć, który też biega, opowiada mi o tym, jakie to fajne. Rozumiem i podziwiam ludzi kochających bieganie. Bieganie, towarzystwo, frajda, cóż więcej trzeba.
Pozdrawiam.
A przy tym można pokonać większe dystanse w tym samym czasie, a więc i zobaczyć więcej pięknych miejsc 🙂 No i te endrofiny…