Jeżeli:

  • lubisz smacznie zjeść i przywiązujesz dużą wagę do jedzenia
  • kochasz pistacje i wszystko, co pistacjowe (tak jak ja)
  • kochasz pizzę, makarony i szeroko pojętą kuchnię włoską
  • lubisz posmakować owoców morza i nie boisz się lokalnych specjałów
  • kochasz słońce, morskie powietrze, ale i górskie wyzwania

to otwórz obok nową kartę w przeglądarce i rezerwuj bilety na Sycylię. Zachwycałam się włoską kuchnią w Rzymie i hiszpańskimi specjałami w Barcelonie, ale to w Katanii zajadałam kolejne dania ze łzami zachwytu w oczach (i nie znałam dotąd tego stanu). Tak, to będzie kolejny wpis o tematyce przede wszystkim gastronomicznej 🙂

Dlaczego Sycylia? Dlaczego Katania?

Przyznam szczerze, że to nie tu mieliśmy polecieć. W planach był Neapol, ale w ostatniej chwili odwołano nam lot. Sycylia chodziła mi po głowie już od dawna. I tak na całe szczęście udało się szybko zamienić cel podróży z Neapolu na Katanię. Zapraszam zatem na krótką, ale intensywną kulinarną podróż. Uwaga: jak już jesteście głodni to na koniec będziecie umierać z głodu! Może warto przygotować jakąś przekąskę i mieć ją już pod ręką tak na wszelki wypadek?

Neapolitana rzecz święta

Do Katanii dotarliśmy wieczorem. Po szybkim zameldowaniu się w naszym mieszkanku ruszyliśmy na poszukiwania dobrego jedzenia. Od czego by tu zacząć? Wybraliśmy pizzę i to był oczywiście doskonały wybór. Spośród okolicznych pizzerii wybraliśmy Acido Lattico i to był strzał w dziesiątkę!

Ludzie, jakie to było pyszne! Nie jadłam nigdy tak dobrej pizzy i to były (pierwsze w życiu i na tym wyjeździe) łzy zachwytu wywołanego jedzeniem. Po głębszym zastanowieniu było to połączenie smaku bazylii i pistacji, które przewijało się jeszcze w kilku daniach na tej wycieczce – coś wspaniałego, naprawdę. Poza tym ricotta zawijana w rantach, nieprzyzwoita ilość wszystkiego, co pistacjowe i świeżość sosu pomidorowego! Och, ach!

Picka
Picka

Słodkie grzeszki – te pistacjowe i te z ricottą

Sycylia słynie z pistacji, ale i ricotty. Co ciekawe, pistacje i ricottę dodaje się tu zarówno do słodkich jak i wytrawnych dań. Pozwólcie, że do wytrawnych dań wrócę później, a teraz skupię się na słodkościach. Chyba najlepiej będzie je wypunktować i krótko opisać. Spróbujcie wszystkich, naprawdę warto!

  • cannolo – rurka z ciasta smażonego w głębokim tłuszczu wypełniona delikatnym i puszystym kremem z serka ricotta, na brzegach obsypana pokruszonymi pistacjami… Nie wiem jak w innych miejscach, ale ta w Katanii w Pasticceria Savia rozpływała się w ustach i była naprawdę cudowna.
  • cornetto con crema di pistacchio (lub con nutella di pistacchio) – delikatny rogalik z niezgodną z wszelkimi zasadami, ogromną ilością cudownego pistacjowego kremu, zajadany do porannego espresso praktycznie w każdej kawiarni (np. Insigne Cafè).
  • granita z pyszną drożdżową bułeczką (tzw. brioche) – zajadana na Sycylii na śniadanie (tak, też brzmiało to dla mnie dziwnie). Jak dla mnie wygrała Granita z Taorminy, gdzie wybraliśmy się na jednodniową wycieczkę. Dokładne miejsce to Bam Bar – miejsce dość popularne. Czekaliśmy na stolik jakieś 15 minut, ale uwierzcie, było warto! Granita to nic innego jak połączenie lodu z owocowymi sokami lub kremami, np. z orzechów. Tradycyjnie podawana jest z delikatną, puszystą drożdżową bułeczką, w której doszukałam się cytrusowej nutki. Do tego zamówiliśmy oczywiście espresso, bo czym byłby poranek bez (kolejnego) espresso? W założeniach wyjściowych totalnie nie moje smaki, tym bardziej o tej porze, ale po raz kolejny tu i teraz było to naprawdę przepyszne. Osobiście zakochałam się w tej pistacjowej (a jakże by inaczej?) jak i migdałowej (również lokalny hit).
  • lody – nigdzie na świecie lody nie mają takiego smaku i przede wszystkim tak idealnej kremowej konsystencji jak we Włoszech! Przekonałam się o tym po raz kolejny. A jak dodatkowo lody mają smak ricotty lub pistacji lub mieszanki tych dwóch składników – czy wyobrażacie sobie coś lepszego?
  • iris – to było istne szaleństwo! Do końca nie wiem co to było, ale w moim odczuciu okrągła tłuściutka kulka (pewnie smażona w głębokim tłuszczu) nadziana wszystkim co pistacjowe i w ilościach, o których nawet nie śniłam… Przepadłam, przepadnijcie i wy! Wzięliśmy z Waldkiem na pół, ale jak ktoś szaleje za słodkim i pistacjowym to zje i całe na bank. A kolejne espresso do tego będzie również wspaniałym pomysłem!

Arancini – przekąska rewelacja

Arancini to jak dla mnie coś jakby pyszne kleiste risotto uformowane w charakterystyczną kulkę ze spiczastym końcem i smażone w głębokim tłuszczu. Przekąska ta występuje w różnych kombinacjach. Najbardziej popularne to:

  • al burro – z mięsem i sosem pomidorowym
  • alla norma – z bakłażanem (który swoją drogą, smakuje tu jakoś niewyobrażalnie pysznie)
  • al ragu – z masłem

Po przeczytaniu opisu tego dania spodziewałam się czegoś ciężkiego. Myślałam, że spróbuję go raz, bardziej dla zasady i nie będę się go więcej tykać. Cóż, nic bardziej mylnego. Arancini okazało się był kolejnym lokalnym daniem, które zajadałam każdego dnia, Mi osobiście najbardziej smakuje w wersji alla norma, czyli z bakłażanem, ale każde jedno było pyszniutkie.

Pyszne arancini zajadaliśmy we wspomnianej już Pasticceria Savia, ale mam wrażenie, że wszędzie są one pyszne. Zajadaliśmy się nimi bez opamiętania nawet na lotnisku – jak zostanie Wam drobniaków, a w oczekiwaniu na lot zaburczy w brzuchu to jedzonko na lotnisku w Katanii jest naprawdę smaczne i nie odbiega od tego w centrum miasta. A i ceny nie są jakieś znacznie wyższe.

Wracając do arancini to polecam wstąpić również do Canusciuti Sicilian Cafe Spróbujcie tu jednak też pysznego panini. Kanapki zjedzone tutaj były kolejnym powodem do łez zachwytu nad jedzeniem. Ajajaj i znów burczy mi w brzuchu. To pieczywko sowicie skropione oliwą, wysmarowane pistacjowym pesto, ze świeżymi warzywkami, solidną porcją pysznej i delikatnej lokalnej wędlinki, rozpływającą się w ustach burattą i bazyliowym majonezem. Chyba zaraz sama zaklepię kolejny weekend na Sycylii!

Rybki i inne morskie przysmaki

Każdy, kto coś tam o Katanii wie, na pewno kojarzy widok charakterystycznych kolorowych parasolek. Parasolki te znajdują się nad słynnym Targiem Rybnym (La Pescheria). Przechodząc tamtędy zarówno w dzień, jak i wieczorem naszą uwagę przykuła długa kolejka ludzi, którzy kupowali tu coś w sporych papierowych rożkach na wynos. Były to oczywiście owoce morza. Kolejka stała natomiast do Scirocco Sicilian Fish Lab.

Nie przepadam za staniem w kolejce, ale tym razem podjęliśmy się tego wyzwania i było warto! Spośród nie najprostszego dla nas w odbiorze menu, które wisiało na ścianie kamienicy wybraliśmy: Cartoccio di Mare senza spine: Calamari, Gamberetti, Alici, Seppioline, Pescato del glorno (Sea cone without fish bones Squid, Shrimp, Anchovies, Cuttlefish, Catch of the day). Dostaliśmy coś jakby taki rożek z wszelkimi rozmaitościami, bez żadnych ości itp. Smakowało wyśmienicie. Zdecydowanie to kolejne miejsce konieczne do odwiedzenia. Dodam jeszcze, że jestem osobą bardzo wrażliwą na zapachy. Myślę, że w każdym innym miejscu rybi zapach (pozostałość po rybnym targu funkcjonującym tu za dnia) by mi przeszkadzał. Tutaj jednak naprawdę to pasuje i co więcej dodaje miejscu mega charakteru.

Pasta i basta

Być we Włoszech i nie zjeść makaronu to jak nie być we Włoszech. Jak dla mnie w Katanii istniały dwa, które mogłabym jeść na zmianę do znudzenia. Najbardziej popularny to chyba pasta alla norma, czyli makaron z pomidorowym sosem, bakłażanem sowicie potraktowanym oliwą z oliwek, lokalnym serem i bazylią oczywiście. Opis dania mnie nie przekonywał, ale przecież spróbować trzeba. Spróbowałam i nie wierzyłam, że to może smakować tak jak smakowało. Zachwycałam się każdym kęsem i cały czas zbieram się w sobie, żeby spróbować zrobić chociaż marną kopię tego dania w domu.

Drugim makaronowym szaleństwem były oczywiście wszelkie pasty z pistacjowymi sosami. Jak pisałam wcześniej – pistacje+ricotta+bazylia to połączenie nie do przebicia! Efekt łez w oczach gwarantowany.

Pasta i basta!
Pasta i basta!

Pozajedzeniowo

Jedzenie jedzeniem, ale pasowałoby napisać też coś poza tym. Jak pisałam wyżej te kilka dni spędzaliśmy w Katanii, czyli dużym mieście położonym we wschodniej części Sycylii u podnóża Etny. Co polecam zrobić, zobaczyć i odwiedzić w Katanii?

  • Pojeść smakowitości – skupcie się na tym, bo naprawdę warto.
  • Jedząc przechadzać się wzdłuż Via Etna i nie szukać za bardzo dziwnych zakamarków, bo poza główną ulicą jest tu niestety brudno i chyba nie najbezpieczniej. Na szczęście sama Via Etna jest piękna. I ten widok na Etnę!
  • Cyknąć sobie zdjęcie z kolorowymi parasolkami na Targu Rybnym, na który wybrać się zarówno za dnia – gdy żyje codziennym targowym życiem, jak i w nocy, kiedy wypełnia go klimat lokalnym knajpek z rybkami i owocami morza
  • Wybrać się na wycieczkę do Taorminy! W odróżnieniu od Katanii to miasteczko jest czyste, boczne uliczki są bardzo urocze, a ten widok na Etnę i morze i piękną wysepkę leżącą tuż poniżej – Isola Bella… Nie do przebicia! Polecam również wdrapać się ciut wyżej do Castelmola. Z Taorminy do Castelmola prowadzi (o dziwo) mało popularna, ale bardzo urocza trasa pozbawiona ruchu samochodowego, a za to bogata w piękne widoki. Jak ją znaleźć? My trafiliśmy na nią wybierając po prostu opcję trasy pieszo w Google Maps. Nie będę ukrywać, że spacer do Castelmola jest dość intensywny (chodniczek, ale stromy i cały czas pod górę). Oczywiście można pojechać tam autobusem. Ale czy nie przyjemniej jest się zmęczyć, a później zajadać lodami na przykład w I Pititti di Stefania? Były przepyszne!
    My po Castelmola zeszliśmy na sam dół do morza żeby bosą stópką przejść jeszcze na uroczą wysepkę – Isola Bella. Widoki tak naprawdę na całym tym spacerze były przepiękne i odsłaniały raz Etnę, raz leżące w okolicy góry, a za chwilę zza purpurowych kwiatków pokazywała się Isola Bella. Coś pięknego! Wydaje mi się, że będąc w Katanii koniecznie trzeba zahaczyć i o Taorminę. Co do jedzonka to odsyłam też do punktu o granicie, bo to właśnie w Taorminie w Bar Bam jest moim zdaniem najsmaczniejsza! Jeżeli chodzi o dojazd z Katanii do Taorminy to my jechaliśmy autobusem z Katanii.

Podsumowanie

P.S. Tak bardzo nie lubię rozbijać pisania postu (a przynajmniej pisania samego tekstu) na kilka dni, ale w tym przypadku inaczej się nie dało, bo co chwilę robiłam się głodna. Rezerwujcie bilety do Katanii i tyle w temacie.

Do następnego,

Napisz komentarz