Do Neapolu wybieraliśmy się od roku. Niestety poprzednim razem nasz lot został odwołany i musieliśmy w pośpiechu zmieniać plany. Wtedy w zastępstwie wybraliśmy Sycylię, a dokładniej Katanię. Oczywiście, że było cudownie, ale Neapolu nie zamierzałam odpuszczać. I tak początkiem marca, odwleczona nie z naszej winy wycieczka doszła w końcu do skutku.
Neapol – czy dla każdego… czy dla mnie?
Do Neapolu leciałam w samych skowronkach. Czytałam różne (skrajne) opinie o mieście, ale byłam naprawdę bardzo pozytywnie nastawiona. Przecież pizza, makaron, morze, góry – czy coś mogłoby pójść nie tak? Zauroczona zachwycałam się cudownymi górskimi krajobrazy już podczas lądowania samolotu. Od razu moją uwagę przykuł oczywiście Wezuwiusz, bezapelacyjnie górujący nad miastem. Mimo początkowych zachwytów czar prysł jak tylko wysiedliśmy z autobusu, który przywiózł nas z lotniska do okolic dworca w centrum miasta. I tak mimo pięknej pogody i pozłacającego miasto cieplutkiego zachodzącego słońca, czułam się przebodźcowana. Hałas, na ulicach nie najczyściej, podejrzliwe spojrzenia i nawet ta pierwsza pizza jakaś taka niebardzo… Szłam spać lekko zdezorientowana.
Rozsmakowakowując się
Jak to u mnie bywa, rano wróciła masa nowej energii do działania. W lekkim półmroku wyszłam na taras z kubkiem cudownie pachnącej kawy zaparzonej w kawiarce, którą znalazłam w kuchni wynajmowanego mieszkanka. Śpiew ptaków, cudowne świeże nadmorskie powietrze i ten Wezuwiusz… Nasze mieszkanie znajdowało się na ostatnim piętrze wysokiej kamienicy, a więc nad sobą miałam już tylko niebo, a dookoła dachy miasta. Widok zwalał z nóg, musze to przyznać. Bez problemu zaplanowałam nam długą wędrówkę w celu odkrycia ciekawych zakamarków miasta i punktów widokowych.
Zapomniałabym o zapachu! Ludzie, to miasto pachnie cudownym jedzeniem. Ale tak cały czas! Nieważne gdzie, nieważne czy dzień, czy noc, w powietrzu unosi się ten cudowny zapach! Także już pierwsze godziny drugiego dnia sprawiły, że rozkochałam się w Neapolu. Wąskimi tajemniczymi uliczkami starego miasta udało się dotrzeć na wzgórze Vomero z Zamkiem Sant’Elmo, z murów którego podziwialiśmy wszystkie kolejne zachody słońca. Następnie spacer nadmorską promenadą a po drodze niejedna kawka przegryzana lokalnymi wypiekami (o jedzonku napiszę więcej w dalszej części wpisu). I już wiedziałam, że w tym mieście naprawdę można się zakochać.
Bonusik dnia drugiego – Procida
Drugiego dnia postanowiliśmy odwiedzić jedną z wysp Zatoki Neapolitańskiej. Wybraliśmy najbliższą z nich czyli Procidę. W oczekiwaniu na prom niespodziewanie oglądaliśmy cudownie wschodzące i wyłaniające się nam zza Wezuwiusza słońce. Dlaczego niespodziewanie? Bo miało padać, ale deszcz na szczęście poczekał do momentu, gdy wsiedliśmy na prom. I tak po 40 minutach ruszyliśmy na spacer wśród cudownych kolorowych zabudowań wyspy Procida. Nie będę rozpisywać się na temat wyspy a zamiast tego wstawię kilka zdjęć. Czy polecam? Bardzo! Woda, zróżnicowany krajobraz i te kolory… naprawdę warto wyskoczyć choćby na kilka godzin.
Odkrywając nieoczywiste – wyspa Gaiola i Park Wezuwiusza
Nie byłabym sobą, gdybym nie dotarła do tych perełek Neapolu. Ja wiem, że 10 km można pokonać komunikacją miejską. Ale czyż nie cudowniej wstać rano i w drodze do wyspy Gaiola i Parku Wezuwiusza zahaczyć o wschód słońca nad morzem, przespacerować się promenadą a następnie niemożliwie widokową trasą? Co do samej wyspy, bardzo zauroczyły mnie zdjęcia przedstawiające dwie wysepki połączone wąziutkim mostkiem i bardzo chciałam zobaczyć ten widok na własne oczy.
Z ciekawostek, aby wejść na plażę Gaiola należy uprzednio zapisać się na taką przyjemność przez Internet. Kolejną perełką, którą odwiedziliśmy był zlokalizowany tuż obok Gaioli Park Wezuwiusza. I tu kolejne zachwyty – cudowne widoki na zatokę… Oba miejsca naprawdę warte polecenia. A na koniec dnia jeszcze zachód na „naszym” Zamku Sant’Elmo i tak na zegarku prawie 50 tysięcy kroków… Cóż, czasem bywa i tak.
I to jedzenie…
Na całe szczęście po pierwszej nie do końca perfekcyjnej pizzy, każda kolejna zarówno pizza jak i wszystko inne było już naprawdę przepyszne! Czym się zajadaliśmy? Staraliśmy się spróbować tyle, na ile pozwalały brzuchy. Największe wrażenie zrobiły na mnie:
- oczywiście pizza i jak dla mnie rządzi Pizzeria Gino e Toto Sorbillo, a w niej nieśmiertelna Margheritta, ale jak dla mnie również Nonno Carolina (z bazyliowym pesto, parmezanem, białym sosem i świeżymi pomidorkami) i Adriana (z ricottą)
- oczywiście makarony – makaronów próbowaliśmy w popularnym Tandemie (cudne ragu, czyli długo gotowany sos pomidorowy z mięsem wołowym i wieprzowym) i ragu genovese, czyli z sos z wołowiny i cebuli – oba pyszne, ale dla mnie wygrywa ragu genovese. Zupełnie przypadkiem, w drodze powrotnej z naszej mini wyrypki na wyspę Gaiola trafiliśmy również do Tufo-Trattoria Gourmet. I to był strzał w dziesiątkę! Lokal znajduje się poza centrum, a mimo to jest bardzo popularny. Oczywiście zarówno makarony, jak i owoce morza były wyborne. Z ciekawostek, co jakiś czas na środek sali wyjeżdżał kelner z wielką „półkulą sera” wydrążonego w środku. W skrócie, ser ten był podpalany, lądowała w nim patelnia lub dwie patelnie z (jak się później okazało) specjalności lokalu, czyli Pasta e Patate Con Provola E Parmigiano. Mieszanie, mieszanie i makaron ląduje na talerzach osób, którzy go zamówili, a to co zostało jest rozdawane pozostałym gościom jako taka poczekajka. Ale to było ciekawe! A sam makaron przepyszny!!! Podobno w Internecie krążą filmiki ukazujące taki właśnie sposób przygotowania makaronu.
- oczywiście słodkości – szczerze przyznaję, że wszystko czego spróbowałam było cudowne! Jednak razem z W., zgodnie stwierdziliśmy, że najbardziej zasmakowała nam sfogiatella frolla, czyli kruche ciasto z nadzieniem z ricotty i semoliny. Na samą myśl robię się głodna! Najlepsza jest ponoć na z Sfogliatelle calde Attanasio, ale jak dla mnie zarówno tak jak i każda, której spróbowałam była naprawdę cudowna (a zajadaliśmy się nimi codziennie).
- oczywiście kawa – jak dla mnie kawa we Włoszech powinna mieć jakąś swoją osobną nazwę i definicję. Ten smak, aromat, sposób parzenia, sposób podania – to wszystko jest nie do powtórzenia. Z ciekawostek poza tradycyjnym espresso skusiliśmy się również na słynną orzechową caffe alla nocciola (bardzo ciekawy smak i podanie) w Gran Caffè Gambrinus, do którego również zaglądaliśmy każdego dnia.
Podsumowanie
Neapol? Bez wątpienia warto przyjechać, zobaczyć, poczuć i skosztować!
Do następnego,