I stało się. Pierwszą dwudniową górską wycieczkę z noclegiem w schronisku mamy za sobą. Mimo, że przemierzyliśmy już całkiem sporo szlaków, jak dotąd, wszystkie nasze wycieczki były jednodniowe. Ale w końcu przyszedł czas i na coś dłuższego… Jak to się stało?
Niespodzianka!
Pewnie myślicie, że to był mój pomysł. Pewnie by tak było, ale nie chciałam wyskakiwać przed szereg, bo i tak jestem świadoma, jak bardzo wykańczam męża tymi niekończącymi się wypadami w góry. A więc tym razem to on zrobił mi taką niespodziankę i w ramach prezentu na Dzień Kobiet zarezerwował nam nocleg w Bacówce pod Bereśnikiem. Do tej pory zastanawiam się, dlaczego właśnie tam. Może nasłuchał się moich zachwytów nad tym miejscem? Ale przecież sam nigdy tam nie był!
Sprawy organizacyjne
A więc cała w skowronkach musiałam zająć się całą pozostałą częścią organizacji wyjazdu. Począwszy od zamówienia pogody… oczywiście żartuję 🙂 Bardziej miałam sprawdzić, czy pogoda w tym czasie będzie znośna. Pakowanie, zaplanowanie posiłków, tras, oczywiście dostosowanych do warunków – wbrew pozorom wcale nie jest to takie proste i już dziś wiem, że musimy siąść i wspólnie zastanowić się, jakich błędów mogliśmy uniknąć, a co było super. Oczywiście cała wycieczka była super! Zaczynamy relację!
Schroniskowy zawrót głowy
W sobotę miało wiać i to bardzo. Tak też było. Na szczęście początkowe prognozy o opadach deszczu zamieniły się w częściowe zachmurzenie. Do Bacówki pod Bereśnikiem dotarliśmy startując z Brzyny. Szliśmy żółtym szlakiem przez Koziarz (na wieży na Koziarzu to wiało, że hej!), Dzwonkówkę no i Bereśnik. Swoją drogą bardzo przyjemny szlak (szczególnie jego pierwsza część), ponieważ prowadzi przez wiele polan i otwartych, atrakcyjnych widokowo miejsc. Może nasza trasa nie była ekstremalnie długa (niecałe 15km), ale biorąc pod uwagę szalejący wiatr i na zmianę błoto i śnieg pod nogami, do schroniska dotarliśmy wykończeni. Jak zostaliśmy przywitani? Taterkami, które na koniec dnia pokazały się w całości! Do tego żurek, pierogi no i słynna szarlotka z bitą śmietaną i sosem malinowym… a także dużo innych pyszności. Wykończeni i zachwyceni klimatem schroniska nie mieliśmy problemu z zaśnięciem… uprzednio nastawiając (oczywiście przez przypadek) budzik na 4.30 🙂
Pogoda na niedzielę zapowiadała się bajecznie. I cała niedziela była jak z bajki! Począwszy od śniadania z widokiem na Tatry kolorowane pierwszymi promieniami wschodzącego słońca a skończywszy na cudownym zachodzie oglądanym już przez szybę samochodu w drodze do domu.
Nocne czatowanie i poranne podziwianie
W nocy oczywiście kilka razu obudziłam się, żeby sprawdzić czy nikt Taterków nam nie ukradł. Oczywiście byłam przekonana, że coś zobaczę… zobaczyłam ciemną noc i gwiazdy na niebie 🙂 O 4.30 zadzwonił budzik. Szybko wstałam, ubrałam się i przygotowałam herbatę do termosu. W międzyczasie ciemność za oknem zaczęła się łamać i naszym oczom ukazał się zarys śnieżnobiałych, cudownych gór. Kilka minut po 5 siedzieliśmy już popijając gorącą herbatę, pałaszując śniadanie i podziwiając przepiękny spektakl wschodu słońca. Który moment wywołuje w moich oczach błysk szczęścia? Chwila, kiedy pierwsze promienie słońca padają na ośnieżone Tatry, które na parę minut wstydliwie się rumienią 🙂 Tym razem słońce również mnie nie zawiodło i wszystko było jak należy.
Słońce świeci nad nami!
Kilka minut po 6 wyruszyliśmy w dalszą drogę. Zeszliśmy do Szczawnicy, z której udaliśmy się przez Palenicę na Wysoki Wierch. Wysoki Wierch to ja uwielbiam, a od tej niedzieli uwielbia go również mój mąż 🙂 Biwakowanie na Wysokim Wierchu i podziwianie cudownej panoramy Tatr w towarzystwie Pienin, Babiej Góry, Beskidu Sądeckiego, Beskidu Wyspowego, Gorców… zachwytom nie było końca! Niestety zaczęło dopadać nas już zmęczenie. Ale jak w tak cudowną pogodę nie podejść jeszcze na Wysoką?! Odpoczęliśmy chwilę w Schronisku pod Durbaszką i na Wysoką również udało nam się wdrapać.
A może kąpiel błotna?
To może jeszcze jakaś ciekawostka z życia zakochanego w górach małżeństwa? Bo podobno w małżeństwie wszystko robi się razem… No to schodząc z Wysokiej, jak tylko śnieg pod nogami zamienił się w błoto, Madzia nie traciła ani minuty i od razu poleciała jak długa i skończyła cała w błocie. Chociaż tak naprawdę to wcale nie skończyła, bo nie minęły 2 minuty a leżała drugi raz 🙂 Jak odpowiedział na to jej mąż? Oczywiście w pierwszym momencie prawie rozpłakał się ze śmiechu, ale już po minucie leżał cały w błocie. I na zakończenie – poleciał wykonując po drodze jeszcze kilka fikołków i lądując głową w dół 🙂 Bo w małżeństwie wszystko robi się razem!
Trasa – Dzień 1
BRZYNA – KOZIARZ – DZWONKÓWKA – BEREŚNIK – BACÓWKA PTTK POD BEREŚNIKIEM
Trasa prowadzi w całości żółtym szlakiem. Przebiega (poza leśną końcówką) głównie grzbietami i polanami, przez co jest atrakcyjna widokowo. Wybierając się tylko na Koziarz lub w tą i z powrotem, możemy zostawić auto na końcu drogi z płyt betonowych, którą prowadzi szlak, czyli około 2km przed Koziarzem.
Link do trasy w serwisie mapa-turystyczna.pl -> Kliknij tutaj
Trasa – Dzień 2
BACÓWKA PTTK POD BEREŚNIKIEM (żółtym szlakiem) – SZCZAWNICA (żółtym szlakiem) – PALENICA (żółtym szlakiem) – SZAFRANÓWKA (niebieskim szlakiem) – WYSOKI WIERCH (niebieskim szlakiem) – WYSOKA (zielonym szlakiem) – WĄWÓZ HOMOLE (zielonym szlakiem) – JAWORKI
Przepiękna trasa – szczególnie odcinek od Bacówki pod Bereśnikiem do Szczawnicy i od okolic Wysokiego Wierchu do Wysokiem. Idąc w kierunku Wysokiej możemy zahaczyć jeszcze o Schronisko pod Durbaszką.
Link do trasy w serwisie mapa-turystyczna.pl -> Kliknij tutaj
Wnioski?
Góry są cudowne, a tym cudowniejsze jeżeli przemierza się je razem. Wtedy w końcu jest czas na rozmowę, czas na milczenie, czas na śmiech, łzy i wspólne pokonywanie trudności z dala od otaczającego nas świata, który na co dzień w każdej minucie atakuje nas ogromem informacji. Dlatego mam nadzieję, że nasze nogi będą coraz mocniejsze, a plecaki coraz większe 🙂
Do następnej!
M.