Witajcie,

Po prawie dwóch miesiącach przerwy udało mi się w końcu wybrać na trening z grupą biegową 🙂 Relacja z treningu będzie wyjątkowo świeża bo dosłownie 5 minut temu weszłam do domu 🙂

A było to tak. Po średnio przespanej nocy (W. dalej chory i martwimy się razem…), porannym wstawaniu do pracy, dokładając do tego zimowy smogowy Kraków – udało mi się zmotywować do biegania! 🙂 Koniec z marudzeniem!

W. podwozi mnie na trening. Jestem kilka minut wcześniej. Truchtam sobie po okolicy, bo robi się coraz zimniej. Przybiegają chłopaki. Decydujemy się na dłuższy trucht po Lasku Wolskim. Niby śniegu nie ma zbyt wiele, jednak jest on dosyć wydeptany, a przez to zlodowaciały i śliski – oczywiście już na pierwszym podbiegu leci mi noga 🙂 Na szczęście tylko na tym pierwszym. Później biegnę ostrożnie i udaje mi się uniknąć dalszych wypadków. Jestem jeszcze bardzo niedoświadczona, przez co częśto za bardzo ostrożna. Z każdym kolejnym krokiem zauważam, że zdecydowanie lepiej jest podbiegać szybko i nie zastanawiać się zbyt długo jak postawić nogę 🙂

Dziś w końcu nie zapominam wziąć czołówki na trening i co więcej – jest ona sprawna 🙂 Oczywiście pech jak zwykle mnie dopada – tym razem krew z nosa 🙁 Całe szczęście udaje mi się i nad tym zapanować. Na koniec treningu w lasku robimy jeszcze kilka minut ćwiczeń i rozciąganie i biegnę dalej do domu.

Ostatecznie wychodzi ponad 12km!

Czerwona czołówka i czerwona ja
Czerwona czołówka i czerwona ja

Zdjęcia robię już w domu – na dworze pod blokiem brak ładnych widoków i zimno 🙂

Do następnego!

Przebiegliśmy: 12,2km

Zbliżyliśmy się: 578m do Słońca

M.

Napisz komentarz