Cudzie chwalicie, swego nie znacie – to powiedzenie chyba najlepiej pasuje do mojego doświadczenia ze szlakiem Orlich Gniazd. Bo jakim cudem ja, mieszkając dosłownie przy tym szlaku trafiłam na niego dopiero teraz? Nie mam pojęcia. Może zraziłam się fragmentami, które miałam okazję przejechać, a w rezultacie okazały się one być jedynymi nieprzejezdnymi dla mnie na całej trasie? Tak czy inaczej rowerowy Szlak Orlich Gniazd polecam z całego serca i już spieszę z bardziej szczegółową relacją z pokonania tej trasy.

Rowerowy Szlak Orlich Gniazd – w teorii i liczbach

Zacznijmy od suchych faktów. Są dwa Szlaki Orlich Gniazd, rowerowy i pieszy. Oba mają kolor czerwony. W tym wpisie opisuję tylko szlak rowerowy, który miałam przyjemność przejechać końcem września. Szlak został wytyczony między Krakowem (obrzeża, Bronowice Małe) a Częstochową (okolice dworca PKP). NIE JEST TO SZLAK ASFALTOWY. Na całej szczęście teren nie jest też zbyt wymagający – idealny na gravela 🙂 (przepraszam z góry za moje umiłowanie do tego typu roweru). Jechałam jednak z dwiema osobami na MTB, które też wróciły zadowolone. Cała trasa mierzy 186 km i ma 1730 m przewyższenia.

Szuterkowy zawrót głowy. Szlak orlich gniazd
Szuterkowy zawrót głowy

Relacja i subiektywne odczucia

Na wstępie uprzedzę – w tym wpisie nie znajdą się szczegółowe opisy atrakcji turystycznych, zamków i wszelkich obiektów znajdujących się na trasie. Dlaczego? Ponieważ osobiście nie przepadam za tłumami turystów gromadzącymi się wokół takich miejsc. Wszelkie zamki robią na mnie wrażenie raczej widziane w momencie, gdy wyłonią się na wzgórzu, gdy pędzę (w moim odczuciu) z wiatrem we włosach i nie myślę w danym momencie o robieniu im zdjęcia. Będzie za to sporo odczuć związanych właśnie z takimi widokami i przyrodą – bo to są moje klimaty 🙂 Dla lubiących pozwiedzać odsyłam do bardziej szczegółowego źródła pod adresem https://orlegniazda.pl/

Planowanie

Zaplanowaliśmy pokonać szlak w kierunku z Częstochowy do Krakowa w dwa dni, z noclegiem w Ogrodzieńcu (około 90 km trasy). Jak pisałam wcześniej jechałam na gravelu, a wraz ze mną mąż i szwagier na rowerach MTB. Jeżeli chodzi o sprzęt to wzięliśmy ze sobą podstawowe rzeczy typu zapasowe dętki, łatki, łyżki, pompka, naładowane lampki, wszelkiego rodzaju ładowarki i powerbanki. Dwudniowa trasa nie wymagała zbyt wiele ubrań ale, że osobiście cenię sobie wygodę, to wzięłam kilka kosmetyków, ręcznik, bieliznę i koszulkę na zmianę. Chłodne wrześniowe poranki wymusiły na nas dodatkowo spakowanie kilku cieplejszych ciuchów. Do tego oczywiście jedzenie i picie. Nie jestem fanką żadnych żeli energetycznych dlatego zabrałam nam tradycyjnie po 4 kanapki, kilka batoników, wodę i izotoniki.

Na starcie. szlak orlich gniazd
Na starcie

Dzień pierwszy

Wyruszyliśmy z dworca PKP w Częstochowie około godziny 7.00. Prognozy pogody na weekend były wspaniałe – słońce i całkiem wysoka temperatura jak na wrzesień. Spodziewaliśmy się tłumu rowerzystów na trasie. A tu co? Pusto! Trasa z Częstochowy do Ogrodzieńca była cudowna! Troszkę asfaltu, masa przyjemnych szuterków, dosłownie jedno miejsce z piachem, w którym się zakopałam. Z zamków zdecydowanie największe wrażenie zrobił na mnie ten w Olsztynie – położony na wzgórzu, ale otoczony również innymi skalistymi wzgórzami, pomiędzy którymi piękną szutrową drogą wił się nasz szlak. Do tego błękitne niebo nad głowami i słowa męża, że jest właśnie w tym miejscu swojego życia, w którym chciał być. Szczęście, ot co!

Drugim miejscem, które wyjątkowo utkwiło w mojej pamięci były cudowne leśne drogi w okolicy miejscowości Złoty Potok, w tym Rezerwat Parkowe. Jak dla mnie gravelowy ideał! Poza tym cała masa innych cudownych szuterków i wijących się dróżek, polnych i asfaltowych. I tak z uśmiechami na twarzach, około godziny 15 dotarliśmy do Ogrodzieńca. Niestety tłum turystów i wszelkich stworzonych dla nich „atrakcji” skutecznie przegonił nas stamtąd jak tylko zjedliśmy obiad i zrobiliśmy drobne zakupy na kolejny dzień. Wykończeni zasnęliśmy jak dzieci jakoś po godzinie 20 w wynajętym domku w pobliskiej agroturystyce.

Dzień 1 – trasa

Dzień drugi

Kolejnego dnia wystartowaliśmy kilka minut przed 6. Na szlaku powitało nas stado dzików i kilka saren, całkiem ładny wschód słońca i mgliste, chłodne powietrze w Dolinie Wodzącej. Zgodnie z moimi przewidywaniami odcinek Ogrodzieniec – Kraków pokazał zupełnie odmienne oblicze. Odcinki terenowe były zdecydowanie trudniejsze. Było całkiem sporo leśnych dróg i kilka przepraw przez piach. Mimo wszystko jak dla mnie – 95% była przejezdna gravelem. Pchałam rower jedynie przez piachy i tuż przed Krakowem (mój „ulubiony” odcinek między Brzoskwinią a Kleszczowem. Co mnie zachwyciło? Rozległe widoki w okolicach Paczółtowic oraz piękne leśne szuterki w Tenczyńskim Parku Krajobrazowym. Poza tym tego dnia na trasie znalazło się całkiem sporo podjazdów, zarówno asfaltowych i terenowych. One zawsze dają mi masę satysfakcji i nadprogramowej energii, naprawdę! Do Krakowa dojechaliśmy około godziny 16, a trasę zwieńczyliśmy zajadając burgery w ulubionej knajpie.

Na szlaku. Szlak orlich gniazd
Na szlaku

Dzień 2 – trasa

Podsumowanie

Rowerowy Szlak Orlich Gniazd polecam z całego serca. Trasa bardzo przypadła mi do gustu. Było różnorodnie, sporo terenu wszelkiego rodzaju, podjazdów, rozległych widoków, pięknych leśnych szuterków, polnych widokowych dróg a wszystko ułożone w naprawdę logiczną całość. Planując pokonanie tej trasy polecam rozważnie planować wszelkie wizyty w sklepach – nie ma ich zbyt wiele. Poza tym wiadomo, jak to jest w niedzielę (a domyślam się, że większość osób zaplanuje wyjazd podobnie jak my, czyli na weekend). Problem mogą mieć też kawosze – drugiego dnia kawę wypiłam (dopiero!!!) w Olkuszu czyli po przejechaniu ponad 40 km! Poza tym cud, miód, malina. Chcę więcej takich perełek!

P.S. Dla zainteresowanych wrzucam też nasz krótki filmik z trasy 🙂

Do następnego,

Podoba Ci się?

Dołącz do mojego newslettera, aby otrzymywać powiadomienia o nowych, ciekawych wpisach!

Napisz komentarz