Witajcie,
Właśnie wróciliśmy z weekendu spędzonego na Roztoczu. Niestety W. wciąż jest chory, przez co ja odbyłam kolejny samotny trening.
Muszę przyznać, że przez ostatnie 3 miesiące odzwyczaiłam się od samotnego biegania. Z tego powodu wybranie się do lasu pobiegać po raz kolejny nie jest takie proste.
Jest sobota, 7 rano – wstaję, jem śniadanie, ubieram się w ciuszki biegowe. Na dworzę -5 stopni (!!!) i biało, ale tak zupełnie biało. Tu na Roztoczu zawsze jest prawdziwa zima 🙂 Uwielbiam tutejszy las i wspaniałe trasy przygotowane do narciarstwa biegowego. Zaczynam bieg. Tradycyjnie rano, nogi protestują. Trening nie należy do najłatwiejszych. Każdy krok to zakopywanie się i odkopywanie ze świeżego śniegu. Jest ciężko, ale pięknie! Jeżeli chodzi o tempo – tragedia (mam nadzieję, że z powodu zimowych warunków i wplątania w trasę wszystkich możliwych podbiegów :)) Ostatecznie wychodzi 10.4km.
Zdjęcia są co prawda robione dziś, bo nie miałam ze wsobą telefonu wczoraj. Dzięki temu są na nich również moja siostrzyczka M. i jej chłopak P. – pozdrawiam :)Do następnego!
Przebiegliśmy: 10,4km
Zbliżyliśmy się: 430m do Słońca
M.