I znowu dzieje się to samo… Zakochałam się w kolejnym miejscu, kolejny widok pozostanie w mojej pamięci na długi czas i tradycyjnie, po raz kolejny czułam się jakbym nigdy w życiu nie widziała czegoś piękniejszego. W. często śmieje się ze mnie, że się powtarzam z tymi moimi „ochami”, „achami” i zachwytami podczas kolejnych górskich wypraw. Czy mam coś na swoje usprawiedliwienie? Nie zamierzam się usprawiedliwiać – tak to wszystko przeżywam, a jeszcze więcej radości sprawia mi jak mogę podzielić się z innymi tymi moimi przeżyciami. Chcecie poznać szczegóły naszej kolejnej górskiej wyprawy?
Już wszystko opisuję!
W piątkowy wieczór miał miejsce tradycyjny szał pod tytułem: „Co jutro robimy? Gdzie jutro jedziemy?!” Tym razem w wycieczce miała towarzyszyć nam jeszcze moja przyjaciółka Madzia, którą serdecznie pozdrawiamy! A, że co dwie Magdy to nie jedna, to w rezultacie naszym celem stał się jakże szalony: WSCHÓD SŁOŃCA NA LUBANIU. No cóż, z ciężkim sercem nastawiałam budzik na 2.00 mając przed sobą niecałe 4 godziny snu. Ale czego się nie robi, żeby przeżyć coś pięknego?
Nie będę oszukiwać – godziny od 2 do 5 nie należały do najłatwiejszych. Na całe szczęście zgodnie z planem o 5.00 wyruszyliśmy na szlak. Zdecydowaliśmy się na najkrótsze podejście na Lubań, a mianowicie z Przełęczy Snozkiej. Dosłownie kilkaset metrów przed dojazdem do parkingu, piękne gwieździste niebo przysłoniła gęsta mgła. Z tego powodu już na starcie mieliśm problem z odnalezieniem początku szlaku. Na szczęście jakoś nam sie udało. Prawda jest taka, że do momentu dojścia do lasu, a więc przez dobre kilka kilometrów, z powodu ciemności troszkę pobłądziliśmy (głównie w okolicy stoku Czorsztyn Ski). Przed samym wejściem do lasu dotarliśmy na przepiękną polanę i z powrotem mogliśmy z niej oglądać to cudowne niebo pełne gwiazd. Krótka przerwa, żeby móc nacieszyć się tym pięknym nocnym spektaklem i ruszamy dalej.
Pozornie prosta leśna droga na Lubań również zaskoczyła nas kilkoma niespodziankami. Juz na wstępie napotkaliśmy powalone drzewa i kilka wydeptanych ścieżek prowadzących oczywiście w różne strony. Ciemność i mgła oczywiście równiez nie pomagały. Przeciskając się między gałęziami brnęliśmy do góry. Na szczęście chociaz śnieg z nami współpracował – był idealnie zmrożony i nie zapadaliśmy sie w nim ani trochę.
Pół godziny do wschodu
Teoretycznie założyliśmy sobie taki czas, że powinnismy byli zdążyć. Niestety na ostatnim odcinku zrobiło się jeszcze trudniej. Do mgły, powalonych drzew i chaotycznych szlaków doszło spore nachylenie pod górę. Oczywiście kilka razy zawróciliśmy w poszukiwaniu szlaku, zaczęliśmy robić więcej przerw na złapanie oddechu. Na szczęście przed samym szczytem, gdy teoretycznie słońce już wzeszło, okazało się, że szczyt Lubania spowity jest gęstą mgłą. I teraz pytanie – czy ta mgła kiedyś opadnie :)?
Na szczęście opadła! A przynajmniej opadła poniżej nas. Dochodząc do wieży zaczęłam dostrzegać prześwity błękitno-różowego nieba. Oczywiście automatycznie przyspieszyłam i z solidną zadyszką wrapałam się na szczyt…
To było przepiękne, cudowne, nigdy nie widziałam nic piękniejszego! Przy dobrej widoczności już sam widok z Lubania zapiera dech w piersiach (szczególnie ze względu na bliskość Tatr). Dziś, do tego widoku doszło piękne niebo pomalowane różne kolory pierwszymi promieniami słońca i chmury lub mgła lub jedno i drugie, które pędziły jak szalone poniżej zasłaniając i odsłaniając pobliskie polany.
Piszę ten post wymęczona, nieprzytomna, z piekącymi z niewyspania oczami, ale najszczęśliwsza! I tak, było warto!
Na koniec kilka szczegółów technicznych:
Parking
Na Przełęczy Snozkiej, przy drodze, znajduje się spory parking, na którym bez problemu można zostawić samochód. Kliknij, aby nawigować.
Trasa
Link do trasy w serwise mapa-turystyczna.pl: kliknij
Do następnej,
M.