Witajcie,
Po kilku dniach przerwy od biegania w końcu udało nam się zebrać i wyjść na trening 🙂
Wracam wykończona po pracy, W. musiał zostać niestety dłużej, wskakuję w strój biegowy bez pomysłu na trening, ale wychodzę! Na wszelki wypadek biorę czołówkę 🙂
Po 3 km stwierdzam, że to chyba jest dzień na próbę przebiegnięcia szybszych 10 km, czego szczerze mówiąć dawno nie robiłam. Z każdym kolejnym kilometrem jest oczywiście coraz ciężej, ale jakoś dobiegam do końca. Dodatkowym utrudnieniem jest powietrze… Kraków. Ostatecznie udaje się zrobić życiówkę i złamać 54 minuty (53min57sek), z czego jestem baaardzo dumna!
Wracam do domu, wraca i W. i zmotywowany moim rezultatem też wychodzi na trening i przebiega 10km w 53min41sek – i gdzie tu sprawiedliwość?!
Szczęśliwi i wykończeni przygotowujemy sobie sFIT burgery – wychodzą przepyszne!
Do następnego!
Przebiegliśmy: 10km
Zbliżyliśmy się: 350m do Słońca
M.