Czas na relację z dzisiejszego biegu, ostatniego z tegorocznego cyklu GPK – zaczynamy!
Jest 7 rano i uwaga – jest jasno ! Świeci słońce – trudno uwierzyć, że na zewnątrz jest pewnie porządny mróz. Na śniadanko chlebek z dżemem, sFIT krem czekoladowy/czekoladowo-orzechowy – bez dodatku cukru i kawka. Zakładamy wszystkie przygotowane ubrania, chociaż cały czas wydaje mi się, że nie może być aż tak zimno 🙂 Tradycyjny dylemat – będzie śnieg czy lód? które buty? czy brać nakładki? Decyzję podejmuję sekundę przed wyjściem z auta 🙂
Przed biegiem jeszcze tylko drożdżówa i lecimy 🙂
Na miejscu spotykamy naszych kochanych przyjaciół biegaczy 🙂 – Ela, Przemek, Basia, Michał – pozdrawiamy 🙂
Na starcie jak zwykle się denerwuję…
Cały bieg lecę bardzo skupiona – nie ma lodu, ale jest śnieg – w rezultacie jest dosyć ślisko. Do ostatnich metrów walczę – udaje mi się wywalczyć 1:21:00 (11,6km, zgodnie z zegarkiem, nie ma jeszcze wyników oficjalnych). Kontuzjowany W. wypada też bardzo dobrze – 36:54 (5,7 km).
Chwila na rozciąganie i złapanie odddechu. Tym razem już ofotografowana przez W., który czeka na mnie na mecie 🙂 Wykończeni, ale najszczęśliwsi wstępujemy jeszcze na herbatkę i drobny posiłek od organizatorów biegu i lecimy na zasłużone burgery!!!
To tyle jeżeli chodzi o dziś, czas na podsumowanie całego cyklu biegów.
W. na pytanie czy jest z siebie dumny po przebiegnięciu tych 5 biegów odpowiedział: „To to tak!” – czuję to samo. Może nie biegamy najszybciej, może nie biegamy najdłuższych dystansów, ale biegamy. I na każdym biegu dajemy z siebie najwięcej, ile możemy w danym momencie z siebie dać. I wydaje mi się, że to jest najważniejsze. Efektem ubocznym są ogromne ilości endorfin i szczęścia, ale i ćwiczenie charakteru 🙂 Bo sport oprócz tego, że uzależnia, to bardzo to rozwija – na każdej płaszczyźnie.
Jeżeli chodzi o GPK – świetni ludzie, ciekawe i bardzo wymagające trasy, bardzo dobra organizacja imprezy. Wniosek – nie powiedzieiśmy jeszcze ostatniego słowa, a więc jeszcze tu wrócimy 🙂
- TRASA W. – „tradycyjna piątka”
- TRASA M. – „ambitna jedenastka”
Trzymacie się!
Przebiegliśmy: 11,6km (będę pisac o sobie, bo przebiegłam więcej 🙂 )
Zbliżyliśmy się: 655m do Słońca
M.